Kiedyś zastanawiałem się nad tym, czy uda mi się w życiu robić to, co kocham, uniknąć pracy w zawodzie, którego nie będę chciał. Przy okazji, żeby jeszcze z tego wszystkiego wyszło coś fajnego, co docenią inni, a ja kupie sobie Ferrari (: W pewnym sensie mi się udało. Ale czy fotografia jest tak wyjątkowa? Przecież teraz każdy „fotografuje”. Czy to prestiż? Idealne momenty, gesty, uczucia nie są łatwe do uchwycenia – pojawiają się nagle i szybko znikają. Szukam takiego czasu, światła, kadru i kontekstu, bo dobrym ujęciem można dużo opowiedzieć. Czy jest to fotoreportaż z ceremonii ślubu, chrztu, street, czy sesja buduarowa to nie ma znaczenia – moment decydujący jest wszędzie, trzeba go tylko przewidzieć.
A jak to się zaczęło? W 2008 roku, zupełnie przypadkiem postanowiłem zrobić kilka zdjęć na ślubie znajomych… Dzisiaj bez fotografowania nie wyobrażam sobie życia.
Pracuję dyskretnie, ale jeśli trzeba to pogadam z każdym, o wszystkim ;)
PS Ferrari jeszcze nie kupiłem…